Archiwum Bloga

środa, 16 października 2013

Wierzba i popiół, ziarno i chleb czyli oblicza miłości

To siedziało we mnie i nie mogłem przestać
Chciałbym żebyś była dla mnie jak wierzba
Bo gdy wczoraj byłem po drzewo
To w środku zrobiło mi się jakoś ciepło

Bo cokolwiek robię
Często myślę o nas , o sexie, o tobie
I wtedy tak też tam właśnie było
myślałem o tym, że wyznałem ci miłość

I wtedy ją zerżnąłem i padła na ziemię
A ja ją brałem kawałek po kawałku...
Ja się w środku chyba nie zmienię
Jakbym cię zdobywał skrawek po skrawku.

Wziąłem ją całą, wrzucałem na wóz
A gdy nosiłem to jakbym ciebie niósł
I spalę cię w piecu moich pragnień
Żeby miłości płomieni utrzymać magię

Popiołem się staniesz a ja cię rozrzucę
Na polach gdzie tylko wiatr i smutek
I pięknie użyźnisz moją ziemię
Urośniesz mi zbożem, znów będę miał ciebie

Dzięki tobie będzie mi cieplej
Będę miał chleb, nie będę głodny
Nie zmarznę gdy przyjdzie poranek chłodny
Dzięki tobie, życie rozumiem lepiej

Teraz wiem że cię kocham
Miłość i ty to część mojej natury
Ze mną więziona poczuj się wolna
Zburz w sobie ograniczeń mury

Jak Boski cud stworzenia
Objawiony w kropli rosy
Tak ja twe oddanie doceniam
Gdy mi przyszło wierzbę nosić

Dziękuję ci za to że mi się oddajesz
Że się poświęcasz choć nic nie dostajesz
Za to że jesteś choć w różnej postaci
Choć nieraz uważam że muszę cię stracić

I choć nie zawsze mogę cię dostrzec
Ty zawsze mówisz: pomyśl, rozejrzyj się chłopcze...
I teraz dopiero w twą miłość wierzę
Wspomnij te miłość gdy spojrzysz na wierzbę.

Bo jeśli miłość dajesz w różnej postaci
Choć czasem wątpisz, nie możesz jej stracić…