Śmierć i prawda obdzierają ze złudzeń
Chciałbym być mądrzejszy gdy się jutro obudzę
Żeby pożegnać razem z zachodem słońca
Wszystkie smutki które chcę odtrącać
Pozbyć się złudzeń, pozbawić troski
Poczuć się silniejszym i bardziej beztroskim
Mieć mocniejszą wiarę, większą moc nadziei
Tak by wraz miłością ją wszystkich obdzielić
Dawkować w świadomość jak jakiś ból
Nadawać smak życiu jak mięsu sól
I zamiast złudzeniem ciągle się truć
Prawdę odwagę i siłę czuć
Tłumaczyć sobie całą tą zażyłość
Jako ewolucję uczuć potraktować miłość
A raczej to wszystko co się nam zdarzyło
Choć na miłość i smutek zupełnie starczyło
Więc z zachodem słońca możesz być pewna
Gdy kolejny dzień wśród złudzeń żegnam
Przez czas w zagubieniu przyjdzie się truć
Kolejny dzień w życiu bez celu się snuć
A z nowym dniem chciałbym przywitać
Odwagę nadzieję miłość by kwita
Być z życiem i móc w nim trwać
Tak żebym prawdy nie musiał się bać
Żegnając z zachodem gdy kładę się spać
Wciąż witam ze wschodem by mniej się bać
Oślepia mnie prawda- promieni słońca
By przetrwać dzień znów ją odtrącam
Kolejny dzień życia kończy się już
A w mym charakterze rodzi się tchórz
Na sercu rodzi się rana co goi się pustką
Być może prawdę poznam już jutro
Na dzisiaj możesz być tego pewna
Mam dosyć kłamstw i z nimi się żegnam
A jutro ulegnę pewnie i znów nagnę zasady
Bo żyć tylko dla cnót nie dał bym rady
I zanim memu sercu powiesz dobranoc
Zapytaj swego- co z moim się stało
Przywitaj się za mnie jutro z prawdą
Lub stań za mną w szeregu tych co nią gardzą
Ten rachunek sumienia czytaj na noc i rano
Pożegnaj mnie czule mówiąc mi dobranoc
Ale nigdy nie żegnaj się z prawdą
Bo ci co Cię kochają nigdy nią nie gardzą